No to pierwszy rozdział mojego nowego czegoś. Powtarzam - tamtego bloga nadal prowadzę, po prostu mam brak weny jeśli chodzi o ninje, zemstę itp. :D (zapraszam na sandskunoichi.blogspot.com~!) Tytuł mówi sam za siebie, wiadomo prawdziwe życie, szkoła - będzie niemało wulgaryzmów ;d
Prywatna szkoła
„Ukryta w Tokio” jest najbardziej prestiżową w całym kraju. Każdy marzy by się
do niej dostać. Rekrutacja nie polega na dobrych ocenach czy osiągnięć w
sporcie. By się dostać do tej szkoły trzeba było zaczarować dyrektorkę.
Zaprosić ją gdzieś i porozmawiać. Dzięki temu jej placówka zyskała wielu
charyzmatycznych uczniów. Wielu z nich zaczynało tam edukację, niewiele zaś
dochodziło. Tacy ludzie rzadko kiedy zostawali dobrze przyjęci. Pewnemu
rodzeństwu udało się to bardzo dobrze, niemalże po miesiącu zostali
rozchwytywani. Najstarsza – Temari za swą urodę, inteligencję i co
najważniejsze poczucie humoru. Zaczęło się. Wyciąganie przez starszych
chłopaków na imprezy, narkotyki, zawalanie nauki. Lecz niedługo to trwało,
miała ona bowiem silny charakter. Wiedziała doskonale co i ile może zrobić. Jej
niedostępność jeszcze bardziej przyciągała płeć przeciwną, większość dziewczyn
była o to zazdrosna, ale niektóre zaprzyjaźniły się z nią. Ta przyjaźń nie
opierała się na przesłodkich ksywkach, przytuleniach i gadaniu o chłopakach czy
o najważniejszym rąbaniu dupy. Dziewczyny po prostu dużo razem piły i wyrywały
chłopaków. Zarówno Sakura jak i Karin były dla niej lojalne. Historia przyjaźni
jej koleżanek była naprawdę nieciekawa… Kiedyś dziewczyny się nienawidziły,
rywalizowały o Sasuke Uchiha. Później, nie były świadome, że spotyka się z
obiema na raz. W tajemnicy. Myślały, że to takie romantyczne, zafascynowanego
jego osobą, nic nie podejrzewały. Razu pewnego Sakura nie wytrzymała i w szkole
rzuciła się na niego w towarzystwie Karin. Zaczęła się bójka pomiędzy
czerwonowłosą a różowowłosą. Po pewnym czasie zostały rozdzielone przez
Shikamaru, postanowił on uświadomić je o winie chłopaka. W trójkę długo o tym
rozmawiali aż w końcu dziewczęta się pogodziły i wszystko było dobrze.
Niewiarygodne happy end’y w tej szkole pojawiły się dość często. Dopóki… Dopóki
najmłodszy z nowoprzybyłego rodzeństwa, Gaara nie zaczął szaleć. Był on typowym
metalem, ubrany na czarno i czerwone, wiecznie rozczochrane włosy. Nie mógł się
powstrzymać by swoimi glanami nie deptać po stopach innych. Skończyło się to,
gdy zaczepił złą osobę – największego koksa szkoły, Naruto Uzumakiego. Typowy
dres, lecz nie tłukł on wszystkiego. Odwrotnie, wolał nawracać. Lubił on
szpanować, wozić się po mieście z fajnymi laskami (hej, pożyczysz piątaka?)
oraz imprezować. Miał parę spraw w sądzie za wyłudzanie pieniędzy od staruszek
(to tylko na polskiego Tadka Rydzyka, ten teges…!) , dilerkę i pobicia. Dla
przyjaciół on był milutki i słodziutki, no chyba, że nie pożyczyli kasy. Wtedy
się wkurzał i był nieznośny. Jego fochy przerywała wcześniej wspominana Sakura
(w której blondynek się bujał) oraz jego najlepszy przyjaciel (także wcześniej
wspominany) Sasuke. Wracając do akcji z glanami, nawrócił on tak „władcę
piaskownicy” że ten zaczął zachowywać się tak jak zawsze chciał… Dawał tylko
czasem w mordę, jadł czekoladę i był kochany dla swojej dziewczyny, Matsuri.
Gaara był przeciwieństwem swojego starszego brata-chamskiego-dresa. Kankurou
miał bardzo specyficzny charakter, był szowinistą (wyjątkiem była jego siostra,
bał się jej i w pełni ją szanował), chamem, dupkiem, koksem i wszystkim co
najgorsze. Mimo to wiele dziewczyn na niego leciało, on z tego korzystał w
sposób niewłaściwy, czyli – oczarował, przeleciał, zostawił. Dlatego najlepiej
dogadywał się z Uzumakim i Inuzuką. Te trio zyskało w szkole szacunek
gówniarzy, tylko. Cóż, lepsze to niż nic.
Pierwszy październik… Lepiej być nie może,
do huja. – pomyślał zrezygnowany blondyn jedząc śniadanie. Znajdował się on
w budce z ramen, wraz ze swoją kumpelą konsumował posiłek przed ciężkim
(głównie dla młodziaków) dniem w szkole. Jebane
lenie wracają z wakacji… Znów będą się wozić i podrywać nasze laski, ten teges!
- Naruto!
- Kobieto nie drzyj się tak, siedzę koło Ciebie. – burknął
niebieskooki sprawdzając poziom zajebistości swojego dresu. – Nie wiem jak wytrzymuje z Tobą ten biedny
Gaara.
W szatynce się zagotowało, już miała mu dać w papę, ale się
powstrzymała. Westchnęła teatralnie po czym spojrzała na zegarek. Za pół
godziny miała rozpocząć się czwarta lekcja. Pomyślała – To chyba czas pojawić się w budzie…
- Dobra, rusz ten tyłek w końcu. – warknęła w jego stronę,
gdyby wzrokiem można było zabić, blondyn już by nie żył. Wyciągnęła z torebki
skórzany portfel i zapłaciła za posiłek. Uzumaki widząc odchodzącą dziewczynę,
natychmiast za nią pobiegł.
- Matsuri!
- Spieprzaj.
- Obraziłaś się na mnie?
- Tak kurna.
Później już nie
rozmawiali, aż nie weszli do klasy, idealnie na czwartą lekcję – hiszpański z
Asumą. Jęknęła przeciągle, znów będzie się nudzić. Mawiała „Los poliglotki jest
ciężki, oj ciężki… Z języków same piątki, a nudy jak sto skurwysynów…”
Rozejrzała się po pomieszczeniu, czarnymi oczyma szukała swojego chłopaka. Gdzie go wywiało?!
- Na co czekasz, Matsuri? –rzucił w jej stronę wychowawca. –
Siadaj!
Naruto już dawno zajął swoje miejsce przy Sasuke. Szatynka
usiadła sama w ostatniej ławce przy oknie, ziewnęła patrząc na widoki za
szkłem. Rozwrzeszczana „starszyzna” kierowała swoją uwagę na długowłosym
chłopaku, na nogach miał rurki – ohyda. Otrząsnęła się, spojrzała na
nauczyciela prawiącego bezsensowne wywody odnośnie ich zachowania. Mało kto go
słuchał, dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Wyciągnęła z torebki telefon by
sprawdzić obecność sms’a. Brak. Nic. Cholera
co się dzieje… - rozhisteryzowana dziewczyna po prostu spakowała się i
wyszła z klasy. Ruszyła w stronę sali od biologii, gdzie zajęcia miała klasa
trzecia liceum. Było słychać chamskie odzywki, jęki i tłuczone szkło,
pomyślała – Czyli nic nowego. Bez pukania wpełza do pomieszczenia, rzuciła w
stronę nauczyciela :
- Witam! Pan Asuma kazał przekazać, że… - rozejrzała się po
klasie by odnaleźć starszą siostrę Gaary, nie było jej. – Że… Kurde,
zapomniałam. Pan wybaczy, ktoś pewno przyjdzie… - rzuciła ze sztucznym
uśmiechem, grupka uczniów roześmiała się radośnie znając zamiary młodszej
koleżanki. Ów młodsza koleżanka wyszła z klasy i poszła do domu.
Tymczasem w
ogromnej sali gimnastycznej zbierali się studenci, nie brali apelu na poważnie.
Większość spędziła tyle lat w tej szkole, że znała wszystko i każdego.
Niektórzy na kacu, niektórzy pijani, niektórzy naćpani, niektórzy po prostu
wygłupiali się. W pomieszczeniu pojawiła się dyrektorka, niesmacznie popatrzyła
na zebranych. Znów oni, ygh… -
pomyślała. Skierowała swoją uwagę na scenę, gdzie ubakany Deidara robił
striptiz. Jego długie, blond włosy zasłaniały połowę twarzy. Miał on tak
delikatne rysy, że często brano go za kobietę. Starał się zdjąć uciążliwe
rurki, ale został wywalony ze sceny przez „Wielkocycną księżniczkę szkoły
ukrytej w Tokio” – pseudonim dyrektorki używany przez starszych uczniów oraz,
bardzo często, przez nauczycieli. Blondynka tupnęła nogą, chwyciła w dłoń
mikrofon i wrzasnęła :
- Dobra dzieciaki! To nie jest już zabawa w piaskownicy,
teraz zaczyna się jazda, nie będzie czasu na wasze „bibki” za budynkiem, o nie!
I dopilnuję byście zostali jak najbardziej przyciśnięci, zero ulg! Pierwszaki,
jesteście najgorszym rocznikiem w historii naszej szkoły, już od podstawówki
był z wami kłopot! – tu spojrzała na wcześniejszą atrakcję sali. – Deidara
Douhito, ile razy mam mówić byś nie robił z siebie cioty?! – prychnęła,
skierowała swoją uwagę na rudego. – Yahiko, a ty co, znów obstawiasz zakłady?!
Myślisz, że nie wiem na czym zarabiasz? „Pierwszy cycek Tsunade który podskoczy
to prawy czy lewy?” czy „Jak krótką dziś ubierze spódniczkę?” – rzuciła w ogóle
się nie wahając, przeniosła wzrok na niebieskowłosą. – A ty znów litr farby na głowie! Boże, od
podstawówki się nie zmieniłaś, nic a nic! I po co taki wielki dekolt? –
mruknęła zazdrosna, Konan mogła równać się z nią. W końcu doszła do
czerwonowłosego współlokatora Deidary. – Sasori, a dlaczego, JAK NIGDY,
milczysz? – kiedy chciał odpowiedzieć na jej pytanie, przerwała mu dalej
ciągnąc monolog. – Ech… Po prostu spieprzajcie! Plan lekcji wywieszony koło
sali 217 lub na stronie internetowej… - dodała już zmęczona.
- Ale…!
- PO PROSTU WYPIERDALAĆ.
Posłusznie studenci udali się pod salę 217,
roześmiani wrzeszczeli na całą szkołę. Dzwonek. Z klas wyłoniło się stado
bydła. Najgorsi byli gimnazjaliści. Z kasą w ręku biegli do sklepików szkolnych
jednocześnie srali się do starszych. Ci najbardziej nieznośni byli w brutalny
sposób uciszani przez trzecioklasistów i studentów. Jeden z mężczyzn pomyślał –
A może by tak powkurwiać te bachorki?
Złapał jedną gimnazjalistkę za rękę i zaczął uwodzić. Młodsi
nienawidzili tego. Twierdzili, że wyrywają ich dupy. Żałosne. – stwierdził Sasori w myślach. Rozejrzał się po korytarzu,
w tłumie (hołoty) dostrzegł swoją dobrą znajomą, zawołał przyjaźnie :
- Karin!
Fajnie ci wyszło, tylko mam taką bardzo małą prośbę: mniej wulgaryzmów. To na serio może zepsuć każdy rozdział. Jeśli były one zaplanowane to to zignoruj. Napisz szybko kolejny.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne ^^ uwielbiam Akatsuki :D
OdpowiedzUsuńMam wielką nadzieję, że będzie nie jeden wątek ShikaTema :P
Fajny rozdzialik , wreszcie dowarzyłam się go przeczytać i nie żałuję :D
OdpowiedzUsuń