sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział VI - „Zasłużyła.”

Krótka, bardzo *^* Ale chciałam dać dowód na powrót ;3 Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie.




– Musiałeś robić taką akcję?! Jak zwykle, nie potrafisz zrobić nic cicho. NIC!
Jednak siwy nie robił sobie nic ze słów dziewczyny, szczerze, miał to gdzieś.
       Usiadł na blacie w kuchni, siłą wręcz został zaciągnięty do domu blondynki i jej braci. Nie miał na to ochoty. Co z tego,  że wyznał jej miłość przed całą szkołą? W końcu, każdy tak robi. Nie kochał jej przecież, nie był typem Romea. Jednak, coś kazało mu ją zatrzymać. Przeczucie? Może, Hidan bywa zaborczy i zazdrosny.
         Zawsze zachowywał się jakby była jego własnością. I tego się trzymał. Fakt, czasem ręka mu wyskoczyła i dostała.
          Zasłużyła. Zawsze zasługiwała. Pyskata gówniara. W dumę jej się chciało bawić, myślał student. Po co on w ogóle myślał o tej sytuacji?! Była męcząca, a on nie lubi takich rzeczy.
– Upierdliwa jesteś – mruknął, spojrzał na nią lekko znudzony. Czekał na wybuch.
– Nienawidzę takich ludzi jak ty, wszystko złe i męczące, tak? Nigdy w życiu nie zwiążę się z leniwą osobą. Nie z taką jak ty! – wykrzyczała niemal na całe osiedle, stanęła przy nim. – Och, zapomniałam. Nie ma takich ludzi jak ty. TY jesteś najgorszy. A teraz wybacz, muszę się uczyć. Do zobaczenia… kiedyś. To koniec.

       Znudzony Shikamaru słuchał swoich przyjaciół ze znudzeniem. Ino wciąż nawijała o nowych chłopakach, którzy dołączyli do ich szkoły. Oceniała każdego oraz oglądała ich zdjęcia na facebooku. Myślała, że jej koledzy są zainteresowani jej zdaniem, jednak… myliła się. A szkoda, bo można było usłyszeć coś ciekawego!
– … Z Gaarą – skończyła swój wywód, młody Nara momentalnie podniósł głowę i spojrzał na blondynkę pytająco. – Trzeba było słuchać! Opowiadałam całą jego historię, prawda, Choji?!
Jednak i on milczał. Był tak samo zainteresowany jak Shikamaru.
– Zamyśliłem się. Wybacz, Ino – wyjęczał brunet, starając się załagodzić sytuację. – On, ten Gaara, ma siostrę, prawda? Sakura coś mówiła mi na ten temat, jednak niewiele.
– Och, tak! – krzyknęła podekscytowana. – I brata, rok starszego od nas. Temari, jego siostra, chodzi do trzeciej klasy. Jest… suką, delikatnie rzecz ujmując. Osobiście nic mi nie zrobiła, ale sposób w jaki odnosi się do innych… ten wyniosły styl bycia… Okropieństwo. Jest gorsza ode mnie! – rzekła dość dramatycznie, cicho odchrząknęła. – Jednak jest coś na co chłopcy zwracają uwagę, znaczy się, w niej. Nie chodzi o to, że jest ładna… e, bo nie jest! Może te feministyczne poglądy? Wiecie, taka ostra kobita. Faceci na takie lecą, no, może prócz Ciebie, Shikamaru – zachichotała.
Ten westchnął głośno.
      Nie chodziło mu wcale o ocenę charakteru ani nic z tych rzeczy. Chciał dowiedzieć się o niej czegokolwiek co, oczywiście, by go zaciekawiło. To, czy jest suką, czy zakonnicą - mało go obchodziło. Co innego, gdyby dowiedział się dlaczego. To z pewnością by go zaciekawiło.
      Ino chyba zrozumiała gdzie popełniła błąd. Usiadła wygodniej przed swoim komputerem i odchrząknęła, na znak by ją posłuchali. Nawet ty, Choji!
– Ich ojciec jest bogaty, jednak… jednak ma ich gdzieś. Rozumiecie? A matka, z kolei… Nie żyje. – Powiedziała, jej ton wskazywał na to, że trochę im współczuje. Jednak szybko wyprostowała się i odrzuciła dumnie grzywę, która potrąciła kwiatka. – Ups, cholerna doniczka… Mówiłam, że będzie zła, to nie, ona się uparła! Jednakowoż, wracając do tematu… wiem to od samego Kankurou, rozmawiałam z nim kilka dni temu na wuefie. Mówił o tym tak spokojnie… jakby był odporny na ból całego świata, podobnie jak Gaara.
– Podziwiam ich – stwierdził rozczulony opowieścią Choji, który w prawej dłoni trzymał paczkę chipsów.
– No, jakoś się trzymają – mruknęła blondynka, po chwili wstała z fotela i podbiegła do szafy.
Ona znów coś kupiła…
  
      

niedziela, 19 maja 2013

Gapp's wife powraca!

Jak w tytule.
Coś mnie nawiedziło na szkolne przygody Narutowiczów.
Co z sandskunoichi to nie wiem. Raczej zostanie opuszczony.

Wybaczacie mi? <3
Już się biorę za wymyślanie kolejnej notki. ^_^

Przewidziane są łanszoty, ale nie teraz.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Zawieszenie.

Nie wiem jak długo ono potrwa, ale chwilę na pewno...
Jeśli minie podjar HP to wrócę raczej na sandskunoichi.blogspot.com , bo tam mam historie już opracowaną. Tu nie mam żadnego pomysłu. Także ten, zawieszam na czas nieokreślony.

Zapraszam na magiczne-pomarancze.blogspot.com

Ale nie opuszczam was, co to, to nigdy! <3

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział V - „Bo Cię kocham.”

Krótki, bo napisałam go w jeden dzień. Podoba mi się.



    Szatyn ziewnął głośno, przyłożył poduszkę do twarzy by stłumić krzyk rozpaczy. Nie chciało mu się iść do szkoły, ale zaczął mieć problemy z nauczycielem od fizyki, Kakashim Hatake. Inuzuka po prostu notorycznie nie przychodził na zajęcia, a jeśli był to sprawiał kłopoty na tle wychowawczo-psychologicznym. Na dodatek, tego dnia był sprawdzian, co jeszcze bardziej dołowało chłopaka.
- Cholera… - bąknął.
Wstał z łóżka i rozejrzał się po pokoju obwieszonym plakatami amerykańskich raperów, div WWE (jego ulubioną jest Eve Torres!) i ładnych modelek. Był zdziwiony, gdyż w pomieszczeniu nie odnalazł swojego psa, Akamaru. Gwizdnął by go zawołać – nic. Powtórzył czynność, dalej nic. Lekko podirytowany wyszedł z pokoju i skierował swoją uwagę na roznegliżowaną siostrę.
- Hana! – jęknął w jej stronę, jedyne co na sobie miała to czerwone majtki i skąpą fioletową bluzeczkę.  – Striptiz rób w swoim pokoju, a nie przed moim obliczem. Nie jestem… taki.
Dziewczyna widocznie się zbulwersowała, nie chciała tego specjalnego dnia się kłócić, więc rzuciła w brata butem i wyszła z salonu. Pod nosem jedynie mruczała coś w stylu „kretyn” i „dupek” – zachowanie nie uszło uwadze ich matce, która zaśmiała się głośno. Tsume była wyraźnie zdziwiona, że od rana nie leciały epitety i nie musiała ich rozdzielać siłą. Spodobał się jej ten spokój.
- Śniadanie na stole! – krzyknęła najstarsza z domowników, sama ubrana jeszcze z ciemnoniebieski szlafrok, a potargane włosy były związane w bezładny koczek.
- Mamo… - zawył Kiba.
- Nie, nie zrobię Ci wolnego. – powiedziała głośno i stanowczo.
- Mi chodziło o Akamaru. Gdzie on jest? – spytał się cicho, całkowicie odbiegając od tematu szkoły, chcąc uniknąć starcia z groźną matką.
- Na dworze. – odpowiedziała już spokojniej, bez słowa udała się do swojej sypialni i przebrała w jasne jeansy, bordową koszulę z rękawem trzy czwarte oraz szary sweter. Szatyn tylko zmierzył ją i westchnął głośno.
- Coś Ci nie pasuje, hę? – zapytała się rozgniewana Tsume.
      Nie odpowiedział, nic mu nie pasowało, po prostu był niewyspany. Po śniadaniu wrócił do swojego pokoju, ubrał się, spakował i wyszedł z domu podobnie jak inni domownicy. Nie był zbyt rodzinny, ale brakowało mu ojca i wspólnego spędzania czasu z rodziną. Przyśpieszył. Do szkoły miał kawałek drogi, pokojowym tempem dojście zajmowało mu pół godziny. Uśmiechnął się szeroko patrząc na zegarek. Kurwa, będę jeszcze przed czasem! Poproszę Sakurę o korki, bo Hatake pewnie mnie zapyta. Cholera, nie podoba mi się to! – pomyślał, a uśmiech zszedł mu z twarzy.
       Kiedy doszedł do okolic szkoły, która była pomiędzy większymi ukrytymi wioskami, za plecak złapał go niebieskooki blondyn, jak zwykle roześmiany. Za nim biegła Ino i strasznie krzyczała. Szatyn nie mógł rozszyfrować co dopóki Yamanaka nie była bliżej.
- Cholera… - starała z siebie wydusić, załapała się za bok klnąc w duchu na swą słabą kondycję. –Musimy, musimy… Musimy ra-ratować Shikamaru! – wykrzyczała w końcu. Koledzy spojrzeli na nią zdziwieni, zapytali się o co chodzi. – No, bo… Shiho go zaatakowała! Nic nie mówi i się gapi, biedak po kryjomu wysłał mi sms’a byśmy go ratowali! Kiba, użyj swojego… - przełknęła głośno ślinę patrząc z obrzydzeniem na czarnookiego. – Seksapilu i wyrwij ją od niego. – mówiła poważnie i z przerażeniem.
Chłopcy niestety zajęli się o wiele ważniejszą rzeczą jaką był biust koleżanki. Taka natura, prawda? Nie ich wina, że piersi wręcz wylewały się spod różowego stanika, który był idealnie widoczny pod białą koszulą. Blondynka zauważyła to i wcale się nie oburzyła. Shikamaru wytrzyma. Zatrzepotała długimi rzęsami i poruszyła się delikatnie, blond grywa osunęła się jej na prawe oko. Wyglądała bardzo kusząco.
- Jeśli chcecie… - zaczęła. Naruto szybko się ogarnął i potrząsnął głową przecząco, odwrócił się i pobiegł do szkoły. Na śmierć zapomniał, że obiecał coś Gaarze. Została sama z Kibą.
Jebać fizykę, mam coś lepszego do załatwienia. – stwierdził w myślach i uśmiechnął się szeroko, blondynka zaczęła go całować. Taa…

     W tym samym czasie, pod mniejszym wejściem do szkoły, stała niebiesko-włosa dziewczyna i wpatrywała się smutno w poczynania jej dwóch kumpli. Nie była zadowolona, że Sasori – na ogół spokojny, ale niebezpieczny bije Hidana. Siwy nawet nie próbował się bronić, wiedział, że ostatnio dał popis na skalę całego budynku. Winny był alkohol, bo jak twierdził, trzeźwy nigdy nie pobił by swojej dziewczyny. Lecz wszyscy znali prawdę o jego agresywności, jedynie patrzyli na to z przymrużeniem oka. No, do tego czasu, kiedy Sasori się zdenerwował – znał Temari od dziecka, przyjaźnili się. Mówił jej już dawno, że z Hidanem żyć się nie da, ale ona była w nim maksymalnie zauroczona.
- Sasori, proszę! – krzyknęła w końcu złotooka, w życiu już się napatrzyła na przemoc i ból, wystarczało jej to.
Nic nie powiedział, puścił różowookiego i odwrócił się do rówieśniczki. Uśmiechnął się krzywo.
- Może być? – zapytał ironicznie, wytarł pięść o spodnie.
Tym razem ona nie odpowiedziała, prychnęła głośno, wzięła torebkę i wpełzła do szkoły.
- Gratuluje. – rzucił Hidan śmiejąc się szalenie.
- Dzięki. – odparł jak gdyby nic. – A Tobie życzę powodzenia. Trzecie klasy mają na za piętnaście dziewiątą. Narka. – dodał i jak Konan wszedł do budynku.
Szaro-włosy usiadł na schodkach, wyciągnął paczkę i wyciągnął jedną z fajek. Wsadził ją do ust i odpalił, zaciągnął się głęboko. To będzie cholernie hujowy dzień.

      Podobne podejście miał Sasuke, który nie wiadomo jakim cudem przeżył. Znalazła go jego była dziewczyna, która okazała się mieć dobre serce i wzięła go do domu ; opatrzyła rany, dała ciepłej herbaty i odprowadziła prosto do domu. Nie miała już do niego takiego żalu, mimo wszystko, kiedyś się przyjaźnili. Myśleli nad odbudowaniem więzi, ale zdecydowali, że to za szybko. Stanowczo za szybko, po tym co jej zrobił.
- Hej, Sasuke! – usłyszał zza pleców kobiecy głos, odwrócił się na pięcie i przeklnął siarczyście. – Co, nie poznajesz już starych znajomych?
- Niezbyt chce mi się z Tobą rozmawiać. – stwierdził znudzony, spojrzał dziewczynie w oczy. – Rozumiesz?
- Ach, rozumiem. – powiedziała z nutką ironii w głosie. – Spotkamy się kiedy indziej… I z kim innym. Na razie!
I tak jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Brunet nie był zadowolonym tym szantażem, wiedział, że nic dobrego go tu nie spotka. Westchnął głośno i poszedł pod klasę od chemii. Tak, to nie będzie dobry dzień.

      Na długiej przerwie zazwyczaj wszyscy, niezależnie do pogody, byli na boisku. Tak zrobiła też blondynka, która pod kilogramem makijażu starała się schować siniaki. Sprawiała wrażenie znudzonej i niezainteresowanej zbiorowiskiem pod koszem, ale w duchu intrygowało ją to niemałe zamieszanie. Była ciekawa kto z kim, znów, się bije. Wolnym krokiem sunęła ku grupce ludzi, wyhaczając stamtąd znajomych jako dobry pretekst. Znalazła – brata, Kankurou. Zawołała go. W odpowiedzi dostała machnięcie ręką na znak, że ma podejść. Leniwy dupek. – pomyślała poirytowana. Ciekawość wygrała, stała koło szatyna.
- No co się dzieje? – zapytał ją od niechcenia.
- Kto się bije?
Nie odpowiedział. Wkurzona odepchnęła go na bok, spojrzała na „arenę”.
- Kurwa! – krzyknęła, od razu wszyscy spojrzeli na nią. Podwinęła rękawy ciepłej bluzy, odgarnęła włosy z twarzy i zbliżyła się do głównej atrakcji. – Co wy robicie?!
 Siwy nie patrząc jej w oczy, pociągnął ją za rękę i wyprowadził z kółka. Po chwili zorientowała się o co chodzi, wysunęła dłoń z jego dłoni i popatrzyła się na niego. Inni uczniowie nadal wpatrywali się w spektakl. 
- Powiedziałam coś wczoraj, zdania nie zmienię. – bąknęła trzymając wysoko głowę.
- Cholera, Temari, nie denerwuj mnie. Nie jesteśmy już dziećmi, musisz zrozumieć co jest na rzeczy. Wyrwało mi się raz, za drugim jakiś cwel mnie powstrzymał, ale to się już nie zdarzy. Obiecuje Ci to! – o ile zaczął spokojnie, skończył głośno i agresywnie.
- Dlaczego mam Ci wierzyć? – spytała krzyżując ręce na piersiach. Na boisku rozległ się głośny dzwonek na lekcje, mało kto to zauważył. Każdy był pochłonięty tą dramatyczna sceną.
- Bo Cię kocham. – mruknął, dość cicho. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę budynku. Blondynka milczała, chciała wykrzyczeć jak go nienawidzi, ale za ramię złapał ją czarnooki brat.
- Nie warto. Pogadacie po szkole. U nas. – powiedział jej spokojnie, na ucho.

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział IV - „A nie chodzi tu przypadkiem o twoją reputację? ”

Jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału, naprawdę. Tylko trochę krótki, znów D:




„W każdej rodzinie tu jakiś dzieciak to nadzieja, która czasem w podstawówce rośnie potem się rozwiewa.”

    Do mieszkania wbiegły dwie, dobre, znajome. Roześmiane i niezłym humorem, niestety to się zmieniło kiedy zobaczyły pewną scenę ; scenerią był salon mieszkania Piaskowego Rodzeństwa, bohaterami dramatu zaś Kankurou, Gaara i… ich ojciec. Cała trójka, bojowo nastawiona, zerknęła na przedpokój. Temari, która miała już serce pod gardłem, szybko ubrała maskę obojętności. Matsuri, ona raz miała okazje spotkać ojca jej miłości, zdarzenie w miarę spokojne, ale i nijakie. Te, nie należało do takich. Gaara był przyciśnięty do ściany, po jego i Kankurou minie można wywnioskować, że są po srogiej kłótni.
    Kiedy ojciec zobaczył swoje, jedyne które kochał, dziecko natychmiast puścił czerwonowłosego. Wytarł ręce o marynarkę, jak gdyby dotknął czegoś odrażającego i zwrócił się do blondynki.
- Temari, miałaś się nimi zajmować. – rzucił, w miarę spokojnie. Przyjrzał się jej twarzy dobrze, puder po całym dniu nie maskował dobrze siniaków. – Jak ty… Co Ci się stało?! – krzyknął nie czekając na odpowiedź. – Zostawiłem was, bo chcieliście. Wiedziałem, że nie mamy dobrych kontaktów, po co psuć je dalej, ale… Ale ile można?! W gazetach piszą, ludzie mówią. Nikt nawet nie śmie wymówić imion łobuzów, ale i tak WSZYSCY wiedzą, że chodzi o was! – krzyknął, zastanowił się nad swoimi słowami. Westchnął bezgłośnie. – Nie chcę byście ponosili odpowiedzialność za wszystkie te bójki, ale zrozumcie i mnie.
- Ciebie? – warknął szatyn, gdyby nie to, że trzymał go brat, już dawno by doszło do rękoczynów.
- Tak, mnie! Jesteście niepełnoletni, niedługo waszymi wybrykami zainteresuje się sąd. – odparł siłując się na spokój.
- A nie chodzi tu przypadkiem o twoją reputację? – odezwał się zielonooki. Jedną ręką przytrzymywał brata, zaś drugą miał w kieszeni. Cały czas lustrował swojego ojca, czasami spoglądając na siniaki siostry. Wyraźnie się nimi zainteresował. Matsuri, która wolała nie mieszać się w rodzinne brudy, po prostu skitrała się w kuchni czekając na koniec awantury.
- Może. – mruknął, byli już duzi, wiedzieli co było na rzeczy. Po co ich okłamywać? – Ale i, a nawet PRZEDEWSZYSTIM, o waszą przyszłość. Pomyślcie, kilka spraw w sądzie i nawet do sprzątania stadionów was nie wezmą!
- Nie musisz się drzeć. – odezwała się blondynka, starszy ciemnoczerwono-włosy spojrzał na nią. – Panuję nad wszystkim.
- Właśnie widać. – wskazał na jej twarz. – Jeśli oni podnieśli na…
- Nie, to nie ich robota, rozumiesz?! – ryknęła, każdy sąsiad usłyszał to doskonale. Kłótnia w wykonaniu  „rodzeństwa spod dwudziestki” nie dziwiła już nikogo. – Drobne bójki się zdarzają, po prostu. Powinieneś być raczej dumny, że dostaliśmy się do najlepszej szkoły, mamy dobre stopnie, no przynajmniej ja i Gaara, i, że walczymy o – przerwał jej.
- O swoje, tak tak. Chore nauki waszej matki! Chcecie, to was do niej poślę, co? – nie odpowiedzieli. - Zmarnujecie życie, talent, pieniądze… Będziecie do końca istnienia mieszkać w biedzie, cieszyć się tą „chwilą” z waszą nienormalną mamusią! – stwierdził głośno, mieszanie w to Karury wcale mu się nie podobało, ale musiał. To był jego obowiązek, jako rodzica.
- Nie mów – nie skończył, piaskowy był naprawdę zły.
- … Złego słowa na matkę. Wiem, wiem. – rzekł kpiąco. – Macie wybór, znaczy, wy. – wskazał na synów. Ci prychnęli głośno, najstarszy ze zgromadzonych bez słowa opuścił mieszkanie. Kankurou, wściekły zamknął się w pokoju. Gaara zajął się dziewczyną, chciał zapomnieć o całym zajściu. Temari zaś usiadła w kuchni i zaczęła rozmyślać. Intensywnie myśleć o życiu.

     W tym samym czasie różowowłosa namiętnie pałaszowała jabłko, najlepsze jakie jadłam. Cholera, Sakurka, gdzie ty takie kupiłaś? – zapytała się w myślach wyrzucając ogryzek. Ach, tak, głupia… Koło Kwiaciarni Yamanaka! – odpowiedziała sobie strzelając się dłonią w czoło. Wyjrzała za okno, jej ukochana „Ukryta Wioska” była dziś wyjątkowo pobudzona ponieważ jej mieszkańcy obchodzili dziś „Piątą rocznicę powstania Konohy” – co w wolnym tłumaczeniu oznaczało, że pięć lat temu nazwali ogromną ulicę Wioską Liścia.
        Westchnęła siadając przed telewizorem. Już od dawna myślała o przeprowadzce, jej rodzice się rozwodzili. Ojciec miał zostać tu, w Tokio, matka zaś wyjeżdżała do Londynu. Zielonooka zawsze marzyła by wyjechać do Europy, była ciekawa świata. Kochała swój kraj i miasto, lecz pragnęła zobaczyć coś innego. Z tego co się orientowała, nie tylko jej groziła przeprowadzka. Prychnęła głośno.
- Nie chcę studiować w Ukrytej Szkole. – warknęła sama do siebie, przełączyła na kanał na wiadomości. To co zobaczyła, mocno ją zdenerwowało.
„Masz problemy z nauką? Przyjdź do nas, bez recepty wydamy Ci nowy NO-STRES-NO-CRY”
- Porażka. – skomentowała reklamę. Kiedy ów prezentacja się skończyła, wsłuchała się w najnowsze wiadomości.
„Nowy gang! Członków nowej grupy jest prawdopodobnie jedenastu. Mieszkańców Tokio prosimy o szczególną ostrożność i o nie przebywanie w większych Ukrytych Wioskach kiedy jej nie znacie.”
- Hmm, czyli możliwe, że to ktoś od nas. – mruknęła, ziewnęła i wyłączyła telewizję. – Co ma być to będzie, na razie obowiązki. – powstała z bladoczerwonej kanapy i pomaszerowała do swojego pokoju by trochę się poduczyć na sprawdzian.

      W parku nieopodal Oto-gakure (Wioski Dźwięku) przy metalowej ławce leżał czarnooki młodzieniec. Był nieźle pobity, krwawił z nosa i wielu ran ciętych. Cud, że żył. Nigdy więcej takich starć… Czterech na jednego. Niewiarygodne, że wyszedłem z twarzą! Poobijaną, ale twarzą. Wystarczyło ruszyć głową, nie pięścią! Heh, Sasuke, bądźmy szczerzy, podstęp uratował Ci życie. Twoje nieudane, jebane życie… - stwierdził w myślach Uchiha. Starała się podnieść, na marne. Był początek października, lecz zimno jak pod koniec listopada. Nagle poczuł na odkrytym karku coś małego… I zimnego. Jeszcze śniegu brakowało! –jęknął w duchu. Sięgnął do kieszeni by wyjąć komórkę. Bateria. Ja to mam pecha.
- Ja pierdole! – krzyknął resztką sił. Może ktoś go usłyszy i pomoże?
Sasuke, baranie, to nie bajka. Zdechniesz tu.

Grasz znaczoną talią kart, a na otarcie łez masz cegłę.”

       Brunet siedzący na dachu bloku w którym tymczasowo przebywał zerwał się na nogi czując śnieg. Mimo wszystko, swoje odbębnił, zobaczył zachód słońca – przy tym piękne chmury, oraz zaliczył weekendową „odsiadkę” u babci. Godne pochwały, czyż nie? Niezupełnie, geniuszu. – skarcił się w myślach. Przez cały czas albo był w szkole, albo na dachu. No, bo co innego robić?
- Shikamaru! – usłyszał, posiadaczka głosu była wyraźnie rozzłoszczona. – Ty nadal tu, musimy wracać do domu. – dodała, niemniej agresywnie.
Ten jedynie pokiwał głową i ruszył za matką. Skarcił się w duchu za to, że jest takim pieprzonym pantoflarzem.

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział III - „A może kalambury?”

Długo mnie tu nie było. ^__^ Mam nadzieje, że i nowy szablon, i notka się spodoba. ; > na sandskunoichi.blogspot.com także niedługo (tak myślę) coś się pojawi.



    Czerwonowłosa jęknęła teatralnie słysząc, że pierwsza lekcja to w-f z ich szaloną nauczycielką, Mitarashi Anko. Karin zawsze lubiła biegać, grać w kosza. Cały sierpień ogrywała Temari ponieważ blondynka była niewiele, ale zawsze jakoś, niższa. Lecz mimo to nie lubiła w-f’u. Dlaczego? Kto chce na nędzną godzinę debilnych ćwiczeń przebierać się? Tego nienawidziła najbardziej. Jeszcze kiedy ów przedmiot był ostatnią lekcją to strawiłaby to, ale nie, te sukinsyny wiedzą lepiej!
    Cała grupa dziewcząt klasy trzeciej (przecież cała klasa nie będzie miała razem w-f!) skierowała się ku szatni, większość zaspanych oczu wlepiały się w podrapaną twarz ich koleżanki – Temari. Blondynkę porządnie to zdenerwowało, bo kto chce być w takim, negatywnym, celem zainteresowania? Prychnęła głośno i otworzyła drzwi pomieszczenia, jęknęła. Okropnie śmierdziało, co było dziwne na pierwszą godzinę. Dopiero później usłyszała, że wczoraj po południu były jakieś zawody. Nieśmiało weszła do szatni, rozejrzała się. I tak to lepiej niż w Liceum Publicznym. Hah, wtedy to nam bajzel zostawili…. – zaśmiała się w myślach. Położyła plecak na ławeczce i przysiadła obok niego. Westchnęła. Ćwiczyć, nie ćwiczyć. Ot, pytanie!
- Ej szmato, zostaw to! – pisnęła brązowooka Tayuya. Starała się zatrzymać mały, podłużny przedmiot w torbie, ale uniemożliwiała jej to Pansy. Pansy (aut. Nie, nie Parkinson xd) Hyuuga, przyrodnia siostra Nejiego. Słynęła ona ze niewiarygodnej ciekawości i nienawiści do prostytutek, czy pustych lasek.
- Hm? – mruknęła zaspana Karin. W stu procentach nie ogarniała sytuacji i myślała, że to do niej mówią. Kiedy uświadomiła ją jedna z koleżanek, poprawiła swoje okulary. – Tayuya, co tam masz, złotko? – warknęła sarkastycznie. Nienawidziła tej małpy. I nie tylko ona.
- Coś! – bąknęła, zapięła torbę w której było zawiniątko. Kiedy chciała wybiec z pomieszczenia, drzwi do niego się otworzyły. A w nich, nauczycielka w-f.
- Dziewczynki! – warknęła zła. – Tak się złożyło, że mamy „wypad”. Razem z wychowankami Guy’a!
Jezu czy ona musi się tak drzeć?
- Kim są jego „żołnierze”? – spytała się Angela. Jej długie, czarne włosy były związane w kucyka. Zielone oczy penetrowały tęczówki nauczycielki.
- Chłopaczki z pierwszej klasy. – odpowiedziała już ciszej. Klasnęła i uniosła kciuk ku górze. – Także, zbierajcie manatki i lecimy na świetlicę.
    Bez zbędnych krzyków, łez i krwi ruszyły ku ustalonemu miejscu, w ciszy. W świetlicy czekali już gówniarze. Nie dość, że żyję na co dzień z Gaarą to jeszcze wspólne lekcje. Blondynka prychnęła teatralnie, wchodząc do pomieszczenia. Oczywiście – nie mogła wejść kulturalnie, tylko musiała, dosłownie, z „kopa”. Wszystkie miejsca przy stolikach były zajęte, żaden problem. Uczniowie rządzili się własnymi prawami, poprosiła by Karin przytrzymała drzwi, gdy ta pójdzie po krzesła. Kiedy wszystkie dziewczęta załatwiły sobie siedzenie zmierzyły nauczyciela młodszej grupy.
- Ach, tak! Młodości me dzieciaki… Co chcecie robić? – spytał się „publiczności” tego, pożal się boże, show. Zgromadzeni chyba chcieli się zająć własnymi sprawami, dlatego milczeli. Nie przewidzieli, znaczy prócz Shikamaru, nikt nie przewidział dalszej części przemówienia. – A może… A może kalambury? O tak, kalambury będą idealne! – zamknął oczy i wskazał palcem na kogokolwiek. Wyszczerzył się i uniósł powieki. – Gaara, będziesz pierwszy. Zasady pewnie znasz, koleżko! Twoje słowo to… No kolego, podejdź. – niechętnie wstał i podszedł do nauczyciela. Ten zaś powiedział mu, na ucho, słowo. Młodszy nie był zbyt zadowolony. Złapał się za głowę, nie umiał tego pokazać.
    W pomieszczeniu rozległ się delikatny śmiech, nawet piaskowy się śmiał. Z czego? Z tego durnego słowa. Postanowił pójść na łatwiznę, wskazał na Rocka Lee.
- Chuck Norris! – jęknął Naruto, w odpowiedzi dostał przeczące kręcenie głową.
- Debil. – warknął Shikamaru, też nie.
- Ogórek! – próbował dalej Uzumaki, źle.
- Kosmetyczka… A konkretnie jej brak! – krzyknęła Karin, już bardziej ogarnięta. Błędnie.
- Siła młodości! – odezwał się w końcu krzaczasty. W odpowiedzi dostał kiwanie głową na znak, ze jest blisko.
- Boże co za kretyni. – bąknęła Temari. – MŁODOŚĆ. – wycedziła przez zęby każdą literkę.
- Wiedziałaś od początku? – spytał siostrę czerwonoowłosy.
- Taa, przecież to wiadome… Chciałam zobaczyć co wymyślicie. – uśmiechnęła się chytrze, kątem oka spoglądała na jej wczorajszego wybawiciela.
- W takim razie, dzieci, teraz Gaara wymyśla jakieś słowo i mówi je, swojej przesympatycznej, siostrze. – skwitował Guy, nadal się szczerząc.
    I zabawa trwała dalej, do końca lekcji. Ta grupa spędziła, wydaje się, dość dobry dzień. Incydent z Tayuyą zostawili „na po szkolę”. Może to i dobrze?

Na razie bez paringów, a co! Krótki strasznie ;3