Krótki, bo napisałam go w jeden dzień. Podoba mi się.
Szatyn ziewnął
głośno, przyłożył poduszkę do twarzy by stłumić krzyk rozpaczy. Nie chciało mu
się iść do szkoły, ale zaczął mieć problemy z nauczycielem od fizyki, Kakashim
Hatake. Inuzuka po prostu notorycznie nie przychodził na zajęcia, a jeśli był
to sprawiał kłopoty na tle wychowawczo-psychologicznym. Na dodatek, tego dnia
był sprawdzian, co jeszcze bardziej dołowało chłopaka.
- Cholera… - bąknął.
Wstał z łóżka i rozejrzał się po pokoju obwieszonym
plakatami amerykańskich raperów, div WWE (jego ulubioną jest Eve Torres!) i
ładnych modelek. Był zdziwiony, gdyż w pomieszczeniu nie odnalazł swojego psa,
Akamaru. Gwizdnął by go zawołać – nic. Powtórzył czynność, dalej nic. Lekko podirytowany
wyszedł z pokoju i skierował swoją uwagę na roznegliżowaną siostrę.
- Hana! – jęknął w jej stronę, jedyne co na sobie miała to
czerwone majtki i skąpą fioletową bluzeczkę.
– Striptiz rób w swoim pokoju, a nie przed moim obliczem. Nie jestem… taki.
Dziewczyna widocznie się zbulwersowała, nie chciała tego specjalnego dnia się kłócić, więc
rzuciła w brata butem i wyszła z salonu. Pod nosem jedynie mruczała coś w stylu
„kretyn” i „dupek” – zachowanie nie uszło uwadze ich matce, która zaśmiała się
głośno. Tsume była wyraźnie zdziwiona, że od rana nie leciały epitety i nie
musiała ich rozdzielać siłą. Spodobał się jej ten spokój.
- Śniadanie na stole! – krzyknęła najstarsza z domowników,
sama ubrana jeszcze z ciemnoniebieski szlafrok, a potargane włosy były związane
w bezładny koczek.
- Mamo… - zawył Kiba.
- Nie, nie zrobię Ci wolnego. – powiedziała głośno i
stanowczo.
- Mi chodziło o Akamaru. Gdzie on jest? – spytał się cicho,
całkowicie odbiegając od tematu szkoły, chcąc uniknąć starcia z groźną matką.
- Na dworze. – odpowiedziała już spokojniej, bez słowa udała
się do swojej sypialni i przebrała w jasne jeansy, bordową koszulę z rękawem
trzy czwarte oraz szary sweter. Szatyn tylko zmierzył ją i westchnął głośno.
- Coś Ci nie pasuje, hę? – zapytała się rozgniewana Tsume.
Nie
odpowiedział, nic mu nie pasowało, po prostu był niewyspany. Po śniadaniu
wrócił do swojego pokoju, ubrał się, spakował i wyszedł z domu podobnie jak
inni domownicy. Nie był zbyt rodzinny, ale brakowało mu ojca i wspólnego
spędzania czasu z rodziną. Przyśpieszył. Do szkoły miał kawałek drogi,
pokojowym tempem dojście zajmowało mu pół godziny. Uśmiechnął się szeroko
patrząc na zegarek. Kurwa, będę jeszcze
przed czasem! Poproszę Sakurę o korki, bo Hatake pewnie mnie zapyta. Cholera,
nie podoba mi się to! – pomyślał, a uśmiech zszedł mu z twarzy.
Kiedy doszedł
do okolic szkoły, która była pomiędzy większymi ukrytymi wioskami, za plecak
złapał go niebieskooki blondyn, jak zwykle roześmiany. Za nim biegła Ino i
strasznie krzyczała. Szatyn nie mógł rozszyfrować co dopóki Yamanaka nie była
bliżej.
- Cholera… - starała z siebie wydusić, załapała się za bok
klnąc w duchu na swą słabą kondycję. –Musimy, musimy… Musimy ra-ratować
Shikamaru! – wykrzyczała w końcu. Koledzy spojrzeli na nią zdziwieni, zapytali
się o co chodzi. – No, bo… Shiho go zaatakowała! Nic nie mówi i się gapi,
biedak po kryjomu wysłał mi sms’a byśmy go ratowali! Kiba, użyj swojego… -
przełknęła głośno ślinę patrząc z obrzydzeniem na czarnookiego. – Seksapilu i
wyrwij ją od niego. – mówiła poważnie i z przerażeniem.
Chłopcy niestety zajęli się o wiele ważniejszą rzeczą jaką
był biust koleżanki. Taka natura, prawda? Nie ich wina, że piersi wręcz
wylewały się spod różowego stanika, który był idealnie widoczny pod białą
koszulą. Blondynka zauważyła to i wcale się nie oburzyła. Shikamaru wytrzyma. Zatrzepotała długimi rzęsami i poruszyła się
delikatnie, blond grywa osunęła się jej na prawe oko. Wyglądała bardzo kusząco.
- Jeśli chcecie… - zaczęła. Naruto szybko się ogarnął i
potrząsnął głową przecząco, odwrócił się i pobiegł do szkoły. Na śmierć
zapomniał, że obiecał coś Gaarze. Została sama z Kibą.
Jebać fizykę, mam coś
lepszego do załatwienia. – stwierdził w myślach i uśmiechnął się szeroko,
blondynka zaczęła go całować. Taa…
W tym samym
czasie, pod mniejszym wejściem do szkoły, stała niebiesko-włosa dziewczyna i
wpatrywała się smutno w poczynania jej dwóch kumpli. Nie była zadowolona, że
Sasori – na ogół spokojny, ale niebezpieczny bije Hidana. Siwy nawet nie
próbował się bronić, wiedział, że ostatnio dał popis na skalę całego budynku.
Winny był alkohol, bo jak twierdził, trzeźwy nigdy nie pobił by swojej
dziewczyny. Lecz wszyscy znali prawdę o jego agresywności, jedynie patrzyli na
to z przymrużeniem oka. No, do tego czasu, kiedy Sasori się zdenerwował – znał
Temari od dziecka, przyjaźnili się. Mówił jej już dawno, że z Hidanem żyć się
nie da, ale ona była w nim maksymalnie zauroczona.
- Sasori, proszę! – krzyknęła w końcu złotooka, w życiu już
się napatrzyła na przemoc i ból, wystarczało jej to.
Nic nie powiedział, puścił różowookiego i odwrócił się do
rówieśniczki. Uśmiechnął się krzywo.
- Może być? – zapytał ironicznie, wytarł pięść o spodnie.
Tym razem ona nie odpowiedziała, prychnęła głośno, wzięła torebkę
i wpełzła do szkoły.
- Gratuluje. – rzucił Hidan śmiejąc się szalenie.
- Dzięki. – odparł jak gdyby nic. – A Tobie życzę
powodzenia. Trzecie klasy mają na za piętnaście dziewiątą. Narka. – dodał i jak
Konan wszedł do budynku.
Szaro-włosy usiadł na schodkach, wyciągnął paczkę i
wyciągnął jedną z fajek. Wsadził ją do ust i odpalił, zaciągnął się głęboko. To będzie cholernie hujowy dzień.
Podobne
podejście miał Sasuke, który nie wiadomo jakim cudem przeżył. Znalazła go jego
była dziewczyna, która okazała się mieć dobre serce i wzięła go do domu ;
opatrzyła rany, dała ciepłej herbaty i odprowadziła prosto do domu. Nie miała
już do niego takiego żalu, mimo wszystko, kiedyś się przyjaźnili. Myśleli nad
odbudowaniem więzi, ale zdecydowali, że to za szybko. Stanowczo za szybko, po
tym co jej zrobił.
- Hej, Sasuke! – usłyszał zza pleców kobiecy głos, odwrócił się
na pięcie i przeklnął siarczyście. – Co, nie poznajesz już starych znajomych?
- Niezbyt chce mi się z Tobą rozmawiać. – stwierdził znudzony,
spojrzał dziewczynie w oczy. – Rozumiesz?
- Ach, rozumiem. – powiedziała z nutką ironii w głosie. –
Spotkamy się kiedy indziej… I z kim innym. Na razie!
I tak jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Brunet
nie był zadowolonym tym szantażem, wiedział, że nic dobrego go tu nie spotka.
Westchnął głośno i poszedł pod klasę od chemii. Tak, to nie będzie dobry dzień.
Na długiej
przerwie zazwyczaj wszyscy, niezależnie do pogody, byli na boisku. Tak zrobiła
też blondynka, która pod kilogramem makijażu starała się schować siniaki.
Sprawiała wrażenie znudzonej i niezainteresowanej zbiorowiskiem pod koszem, ale
w duchu intrygowało ją to niemałe zamieszanie. Była ciekawa kto z kim, znów, się bije. Wolnym krokiem sunęła ku
grupce ludzi, wyhaczając stamtąd znajomych jako dobry pretekst. Znalazła –
brata, Kankurou. Zawołała go. W odpowiedzi dostała machnięcie ręką na znak, że
ma podejść. Leniwy dupek. – pomyślała
poirytowana. Ciekawość wygrała, stała koło szatyna.
- No co się dzieje? – zapytał ją od niechcenia.
- Kto się bije?
Nie odpowiedział. Wkurzona odepchnęła go na bok, spojrzała
na „arenę”.
- Kurwa! – krzyknęła, od razu wszyscy spojrzeli na nią.
Podwinęła rękawy ciepłej bluzy, odgarnęła włosy z twarzy i zbliżyła się do głównej
atrakcji. – Co wy robicie?!
Siwy nie patrząc jej
w oczy, pociągnął ją za rękę i wyprowadził z kółka. Po chwili zorientowała się o
co chodzi, wysunęła dłoń z jego dłoni i popatrzyła się na niego. Inni uczniowie
nadal wpatrywali się w spektakl.
- Powiedziałam coś wczoraj, zdania nie zmienię. – bąknęła trzymając
wysoko głowę.
- Cholera, Temari, nie denerwuj mnie. Nie jesteśmy już
dziećmi, musisz zrozumieć co jest na rzeczy. Wyrwało mi się raz, za drugim
jakiś cwel mnie powstrzymał, ale to się już nie zdarzy. Obiecuje Ci to! – o ile
zaczął spokojnie, skończył głośno i agresywnie.
- Dlaczego mam Ci wierzyć? – spytała krzyżując ręce na
piersiach. Na boisku rozległ się głośny dzwonek na lekcje, mało kto to
zauważył. Każdy był pochłonięty tą dramatyczna sceną.
- Bo Cię kocham. – mruknął, dość cicho. Odwrócił się na pięcie
i ruszył w stronę budynku. Blondynka milczała, chciała wykrzyczeć jak go
nienawidzi, ale za ramię złapał ją czarnooki brat.
- Nie warto. Pogadacie po szkole. U nas. – powiedział jej
spokojnie, na ucho.